piątek, 13 stycznia 2017

cudne manowce

Dziś będzie o tym, jak kilka krótkich, z pozoru zwyczajnych chwil może wpłynąć na człowieka. Będzie więcej zdjęć, bo słowa nie są w stanie oddać tego co chcę wyrazić, a obraz jest w stanie przekazać przynajmniej drobną namiastkę. Język i forma też odbiega od standardów, a to wszystko zasługa emocji, co to mną teraz targają.


Wydarzenia ostatniego weekendu werżnęły mi się w pamięć z przeogromną siłą i jestem przekonana, że pozostaną dla mnie bardzo mocnym punktem napędowym na najbliższy czas. Z inicjatywy i uprzejmości dobrych ludzi, którzy, coraz częściej, zaczynają pojawiać się w moim życiu, zostało mi rzucone wyzwanie. I to nie małe. Kazali mi iść w góry. Nie byłoby w tym nic specjalnego, w końcu dla większości ludzi jest to oczywisty sposób na spędzanie weekendowego przedpołudnia, jednak w moim przypadku było to przedsięwzięcie, które można byłoby porównać do próby zmuszenia słonia do chodzenia w szpilkach. Niemniej jednak, postanowiłam, że w końcu nowy rok-nowa ja to i challenge się mi jakiś dobry na rozgrzewkę przyda. Więc poszłam. Nie oczekując zbyt wiele, a tym czasem już po pierwszych minutach na szlaku wiedziałam, że to była dobra decyzja.
No bo błagam:



Tak teraz patrzę na to zdjęcie i w głowie uruchomiła mi się cała lawina wspomnień to jak psychopatka szczerze japę do ekranu (dzwońcie po lekarza). Wyprawa trwała zaledwie trzy dni, a był to wystarczający czas, żeby rozgromić mury, które piętrzyły się w mojej głowie chyba od lat. I ma to dla mnie wartość przeogromną.


Nasza wspólna podróż rozpoczęła się w przemiłym miejscu, o jakże rozkosznej nazwie „Gazdówka u Zająca” na Siwej Polanie. Z tego miejsca ruszyliśmy szlak, w kierunku Polany Chochołowskiej. Trafiliśmy na iście zimową aurę, która towarzyszyła nam przez cały czas trwania naszej przygody. Ośnieżony szlak, zamarznięte strumyki, połamane i przysypane śniegiem drzewa- każde miejsce wydawało się być idealnym do sfotografowania. Dla podkręcenia swojej wyobraźni i rozruszania Twojej dorzucam kilka foteczek:






U celu wędrówki powitało nas schronisko, które na kolejne dwie noce stało się naszym domem. Samonapełniający się bojler z wrzątkiem to zdecydowany highlight tego miejsca. W środku również bufet, gdzie serwują zarówno wspaniałe słodkości w postaci szarlotki z sosem jagodowym, jak i przysmak prawdziwych mężczyzn, czyt. golonkę, tak więc dla każdego coś dobrego. Mają też na stanie gitarę, dzięki której miałam okazję spędzić niezapomniany wieczór w rytmach dosłownie wszelakich (począwszy od SDM, przez Kaczmarskiego, Brathanki, czy Urszulę, a na Zenku Martyniuku i jego zielonych oczach skończywszy).

Challenge nie polegał jednak jedynie na przyjściu do schroniska, o nie. Kolejnego dnia wybraliśmy się w drogę na Grzesia (śmieszkowo, bo jeden z głównych prowodyrów wyjazdu, również jest posiadaczem tego zacnego imienia). Pogoda była tak cudowna, że słów mi brak. Niebo bez najmniejszej chmury, ciepłe promienie słońca, błyszczący, skrzypiący i puszysty śnieg i TE DRZEWA! Od maleńkości gdzieś ubzdurało mi się, że zimowe drzewa z oddali wyglądają, jak stado zebr, które biegnie prosto w moim kierunku, no a tam byłam takim widokiem otoczona dosłownie ze wszystkich stron. Najcudowniej! Dodam tylko, że odczuwalna temperatura przez cały weekend oscylowała w granicach -30, więc opalanie nóg raczej odpadało. Za to wiatr spisał się na medal i wywiał mnie na wszystkie możliwe strony. Jednak było warto i powtórzyłabym to nawet zaraz. Bo, gdy dociera się na szczyt, to żaden wiatr, żadne śniegi, czy mrozy nie mają najmniejszego znaczenia, kiedy ma się przed oczyma taki widok:





Jakby tego wszystkiego było mało, wydarzenia sobotniej nocy (^^) okazały się być czymś czego na bank nie zapomnę przez długi, długi czas. Wyobraź sobie sytuację: początek stycznia, noc, zima, śniegu prawie po kolana (szczególnie jak jest się krasnalem i ma się tak krótkie nogi, jak ja), mróz, przejrzyste i cudownie rozgwieżdżone niebo, blask księżyca, wspaniała, niezmącona cisza, a pośród tego wszystkiego grupa młodych ludzi tańczących wspólnie do dźwięków „kiedy umrę kochanie” wydobywających się z telefonu schowanego w kieszeni kurtki. Toż to przecież brzmi tak insane, że szok. A było tak pięknie, że aż mi się mały, niekontrolowany szloszek wyrwał na to wspomnienie. Ludzie są niesamowici, a ci ludzie są tak niesamowicie piękni, że sama sobie zazdroszczę tego, że dane mi było ich poznać. Tak niezwykła dobroć i pokój, który od nich bije, to coś czego od dawna było mi trzeba, tylko sama chyba nie zdawałam sobie z tego sprawy. Spontaniczna przygoda zaowocowała przepięknym wspomnieniem, które mam zamiar wnukom opowiadać, o ile się ich kiedykolwiek doczekam.




Po powrocie do domu spałam prawie dobę. Kolejne pół dnia siedziałam patrząc w ścianę i klejąc się do grzejnika, żeby odbić sobie za te wszystkie mrozy. A teraz siedzę, piszę sobie, wspominając, jak było wspaniale i zbiera mi się na bek. Czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak z pozoru małe i nieznaczące wiele sytuacje, czy spotkania mogą zmienić nasze życie i sposób postrzegania świata. Ludzie niekoniecznie muszą chcieć nas krzywdzić. Niektórzy naprawdę chcą po prostu miło i dobrze spędzić czas, serio odpowiada im Twoje towarzystwo i naprawdę nie mam w tym żadnych ukrytych podtekstów. Dopiero teraz zaczynam się o tym przekonywać. Podobno mądrość przychodzi z wiekiem.

Podsumowując, 3 dni spędzone z dala od miasta, smogu, który w tym czasie pożerał resztki tlenu w Krakowie, bez zasięgu i internetów, w otoczeniu majestatu i wielkości gór, które pomimo swojego ogromu dawały ogromne poczucie bezpieczeństwa i stabilności, które były tak dostojne, a jednocześnie tak bardzo ciche wiele mnie nauczyły. Chodzenie po górach ląduje na liście rzeczy do stałego wdrożenia na ten rok, moja wiara w ludzi, którzy bezinteresownie troszczą się o drugiego człowieka wystrzeliła w końcu z poziomu rowu mariańskiego, no i dowiedziałam się, jak znaleźć na niebie gwiazdozbiór byka. Podróże naprawdę kształcą!





następnym razem będzie o muzyce i o tym, że mimo opinii wszelakich, rude nie jest wcale takie złe ;)


Ahoj.
K.

0 komentarze:

Prześlij komentarz