piątek, 21 listopada 2014

through the curtains of the waterfall

Zimne dziady listopady... Odkąd tylko weszłam w magiczny okres gimnazjum, poczułam szaloną burzę hormonów i zrozumiałam, jak ciężkie jest życie nastolatki, niemal każdy listopad zwiastował nadejście wielkiej jesiennej depresji. Płacz o byle co, użalanie się nad sobą, zmiany nastroju co 5 minut, frytki i czekolada o 2 w nocy no i seriale, seriale, seriale... 

W tym roku, z niekrytą radością mogę przyznać, że depresja niemal całkowicie mnie ominęła. Czyżby udało mi się odnaleźć złoty środek, który być może przyczyni się do przełomu w moim życiu? Jak postanowiłam to osiągnąć? Powiem szczerze, że nie było łatwo, droga była wyboista i pokręcona i wymagała nie lada odwagi. Mój przepis na wymiganie się od jesiennej depresji to.. 


STAMBUŁ



Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że to wszystko się wydarzy to kazałabym mu puknąć się w czółko, obrócić się wokół własnej osi i puknąć dla pewności jeszcze raz.
Otóż fakt, że znalazłam się w tym, magicznym miejscu, nie był z początku tak oczywisty. Jednak, po wszystkich perypetiach, z którymi przyszło mi się w ostatnich kilu miesiącach zmierzyć, trafiłam do tego oto raju dla turystów, rybaków i fanów zakupów. Dzięki dobroci Komisji Europejskiej przez następne, 7 miesięcy będę w tym raju mieszkać i uczyć się w ramach Erasmusa. Szczęśliwsza być nie mogłam, bo miasto to jest przepiękne. Myślę, że każdy jest w stanie znaleźć w tym mieście coś dla siebie, bo jest ono, wierz mi, pełne dosłownie wszystkiego!

Postanowiłam, że w tym oto miejscu będę dzielić się z Tobą wrażeniami, przeżyciami i przemyśleniami z mojego pobytu w Turcji. Mam nadzieję, że znajdę ciekawy sposób na to, by pokazać Ci piękno tego kraju i przełamać, choć odrobinę,  mocno zakorzenione z polskiej mentalności stereotypy na temat Turcji i jej mieszkańców. Nie twierdzę, że żadne z nich nie mają uzasadnienia, ale wierz mi, co najmniej połowa zupełnie mija się z rzeczywistością.





„serio jedziesz do Turasów?”, „Kaja, pogrzało Cię? Turcja!?”, „u ciapatych będziesz mieszkać?” „no i po co wracałaś do blondu?”, „sprzedadzą Cię za dwa wielbłądy”... takimi i podobnymi słowami bliscy i znajomi dopingowali mnie do wyjazdu. Nie powiem, sama na początku byłam pełna obaw. „Przecież wszyscy wiedzą, z faceci w Turcji patrzą na każdą blondynkę o niebieskich oczach, jak na kawał mięsa” myślałam podburzana opiniami innych. Ale przyznam, że to obawy pchnęły mnie, przede wszystkim, do zdecydowania się na ten wyjazd. Dostałam szansę, wiedziałam, że kolejna może mi się nie przytrafić. Dlaczego więc nie spróbować, nie przekonać się na własnej skórze i nie udowodnić wszystkim wkoło i sobie samej, jak bardzo się mylili? Nazwanie mnie hipokrytką, jest w tym momencie jak najbardziej uzasadnione, bo sama przez długi, długi czas szydziłam z Turków i zdecydowanie nie wyrażałam pochlebnych opinii na ich temat. Ale jak to mówią: podobno tylko krowa nie zmienia poglądów, tak i ja, chcąc udowodnić, że krową nie jestem, postanowiłam z pokorą przyjąć imię hipokrytki, dla udowodnienia, że czasem nie warto oceniać czegoś, o czym tak naprawdę nie ma się bladego pojęcia.

Zakochana w Turcji, czy samym Stambule nie jestem. Jeszcze. Nie należę do grona tych, którym po pierwszym przekroczeniu tureckiej granicy otworzyły się oczy i uświadomili sobie, ze znaleźli swoje upragnione miejsce na ziemi. Owszem, kraj jest przepiękny, ale ja nadal poszukuje w nim tego "czegoś", co skradnie i moje serce. Czy uda mi się to odnaleźć? Przekonamy się za 7 miesięcy, kiedy przyjdzie mi zakończyć tę przygodę.





Do opowiadania mam wiele. Teraz, gdy już udało mi się zacząć, mam nadzieję, że pójdzie trochę łatwiej. Odkąd tutaj jestem (przyleciałam we wrześniu) udało mi się odwiedzić już kilka niesamowitych miejsc, zarówno w samym Stambule, jak i w innych miastach w Turcji i już wkrótce podzielę się z Tobą swoimi wrażeniami. Będę Ci opowiadać o tureckiej kulturze, kuchni, sposobie życia i o rzeczach, które dla mnie, która (muszę się przyznać) nie miała wcześniej żadnego pojęcia o tym, jak wyglądają tureckie zwyczaje, były i nadal są niemałym szokiem.


ahoj.

K.

czwartek, 13 listopada 2014

Say Geronimo!

Nie będę myśleć dziś i na jutro to zostawię.

Wszystko pięknie i ładnie, tylko że każde moje jutro staje się dzisiaj i tak odkładam to myślenie w nieskończoność,a przypuszczam, że nie to poeta miał na myśli.


Z racji mojej pokraczności i braku życiowego ogarnięcia zostawiłam pamiętnik w domu i nie, nie mam możliwości po niego pojechać. Dlaczego? No właśnie po to powstał ten blog, (a przynajmniej w pierwszych założeniach tak właśnie miało być) żeby ładnie to wszystko opowiedzieć, ale jak już niejednokrotnie się w życiu przekonałam, a Ty jeśli zaglądniesz tu jeszcze kiedykolwiek, również będziesz miał/miała okazję się o tym przekonać, w moim życiu nic nigdy nie wychodzi tak, jak sobie to wcześniej zaplanuję. Tak też było z moim biednym małym pamiętnikiem: przygotowałam go jako jedną z pierwszych rzeczy do zapakowania, ale dla pewności schowałam go jeszcze na chwilę do szuflady, żeby przez przypadek ktoś nie wpadł na pomysł przeczytania go i odkrycia tym samym wszystkich moich najskrytszych sekretów (jeśli ekscytują kogoś rozterki nad tym, że magic starsy są teraz takie drogie, albo że wyprzedali już wszystkie lśniące brokatem karteczki z w.i.t.c.h.) i tak wyszło, że w tej szufladzie został.



Aby móc opowiadać o tym, co dzieje się teraz, będę musiała na chwilę zawrócić i cofnąć się odrobinę w przeszłość, wcale nie tak daleką, jedynie do wakacji. Wydarzyło się bowiem wtedy coś, co sprawiło, że patrzę teraz na moje, z pozoru wciąż tak samo nudne życie, w odrobinę inny sposób. Jeśli nie zasnąłeś/zasnęłaś jeszcze nad tym bełkotem to zapraszam Cię w małą podróż do mojego pokręconego świata, w którym raz na czas udaje mi się dostrzec coś pozytywnego, choć ludzie mówią, że zwyczajnie nie potrafię docenić tego co dostaję od losu. Czy rzeczywiście los jest dla mnie tak bardzo łaskawy i to ja po prostu jestem tak bardzo wybredna? Część z tych rzeczy, o których Ci opowiem wydarzyła się naprawdę, słowo harcerza, którym nigdy nie byłam, ale to do Ciebie należy decyzja, w które z nich uwierzysz, a w które nie.


______
Wydarzenia ostatnich dni sierpnia uważam, za jedną z największych porażek swojego życia. No bo, jak można być tak ślepym i łatwowiernym, żeby uwierzyć, że szef, który uciekł z kasą, na którą 30 osób pracowało przez ponad 2 tygodnie, nagle z uśmiechem wróci, przeprosi za swoje zachowanie i odda każdemu według zasług z uwzględnieniem odsetek należnych za oczekiwanie. W konkursie na największego naiwniaka tej planety z pewnością mogłabym konkurować chociażby z larry shippers, które wciąż uparcie wierzą, że panowie ujawnią kiedyś swój skrzętnie ukrywany związek. Tak więc, wyszło na to, że przez ponad połowę wakacji tyrałam, jak wół, pracując po 18-20 godzin dziennie tylko po to, żeby w efekcie kolejny raz poczuć siarczysty policzek, wymierzony przez bezwzględną rzeczywistość. Pytanie brzmi: czy było warto? Przypuszczam, że na tym etapie mojej, jakże niezwykle fascynującej opowieści, pukasz się w czoło, bo odpowiedź wydaje się być dla Ciebie oczywista, czyż nie?



Nie jestem typem chwalipięty, wierz mi, ale jestem w pewnym stopniu dumna(?) z tego, więc pochwalę Ci się na czym polegała moja praca. Otóż, życie, które tak bardzo lubi bawić się moimi emocjami, podarowało mi kilkutygodniowy bilet do nieba, który, jak już wiesz, zawierał również twarde lądowanie w drodze powrotnej. Jednak co to był za bilet! Trafiłam do magicznej krainy spełniania muzycznych marzeń i w przeciągu zaledwie kilku tygodni miałam okazję przeciągnąć swoją szanowną (nie tak szanowną, jak ta, której właścicielką jest Pani Kardashian, ale wciąż) przez całą masę koncertów, na które w normalnych okolicznościach za nic nie byłoby mnie stać. Pewnie wcale nie chcesz tego wiedzieć, ale i tak powiem Ci, że dzięki tej pracy 2 razy (!) widziałam Arctic Monkeys, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, iż Alex Turner jest najbardziej perfekcyjnym człowiekiem na tej planecie. Zaraz za nimi, choć w sumie na równi z nimi uplasował się podwójny koncert Eda Sheerana, więc miałam szansę na żywo usłyszeć głos, o którym od tak dawna marzyłam i wierz mi, zarówno po pierwszym, jak i po drugim, przez kolejne kilka dni byłam emocjonalnym wrakiem. Zdecydowanie największą petardą tego lata był koncert Blink-182- w życiu nie bawiłam się lepiej, to było nawet lepsze od balu karnawałowego w przedszkolu! Była jeszcze całą masa innych, równie niesamowitych koncertów, jak np: Jake Bugg (tutaj wstaw łzy i miliony serc), Biffy Clyro, Imagine Dragons, Bruno Mars, Pharrell, Justin Timberlake (!), Tom Odell, The Killers, Sleeping With Sirens i wielu, wielu innych. Tak sobie teraz myślę, że po zobaczeniu i wysłuchaniu tych wszystkich koncertów zupełnie za darmo, to wręcz należało mi się stracić całą wypłatę. I nawet nie miałabym nic przeciwko, serio, bo za tyle muzycznych doznań,to do końca życia bym się nie wypłaciła, no i okej, jedynym problemem było to, że nie miałam jak, ani za co wrócić do Polski, a wrócić musiałam i to w przeciągu 5 dni, bo zaraz po tym zaczęła się największa, jak dotąd przygoda mojego życia....

ale o tym innym razem.

ahoj.

K.




czwartek, 30 października 2014

piździernikowo

mam 21 lat i w najbliższym czasie moje życie wywróci się o 180 stopni.

Celniej trafić już chyba nie mogłam, a moje życie nie mogło odmienić się chyba już bardziej.


137 dni
10 000 km

tylko tyle było mi potrzebne, żeby zebrać się do napisania czegoś ponownie... i ktoś tutaj wspominał kiedyś o byciu konsekwentnym... 


Jak to jest i dlaczego to tak się dzieje, że rzeczy które najbardziej chciałoby się zrobić, najbardziej się odciągają? Ile razy można zaczynać od początku jedno i to samo, skoro za każdym razem kończy się z równie marnym skutkiem? Zdolność do przelewania myśli na papier, czy też inny nośnik informacji to talent, który przypadł w spadku wybranym. Cóż. Nie możesz przekonać innych do swoich nędznych wypocin, jeśli nie potrafisz siebie samej zmotywować do przelania tej całej plątaniny myśli gdziekolwiek.


Czasem mnie to przeraża, jak to w ogóle jest możliwe, żeby w miejscu tak małym, jak głowa (choć prawdę mówiąc, moja głowa wcale nie jest taka mała) mogło dziać się tak wiele. Wcale nie chodzi mi tutaj o wszystkie niezwykle skomplikowane i ważne oczywiście procesy odpowiadające za motorykę, mówienie, mruganie oczami, puszczanie bąków i całą resztę. Mnie martwi bardziej, jak to jest możliwe, żeby w reszcie miejsca, która tam została mieściło się aż tyle tego gówna. W ciągu sekundy pierdyiard kompletnie rozstrzelonych i niespójnych myśli, błysków i przebłysków, zapierdzialja mi przed oczami z tak zatrważającą prędkością, że nawet nie jestem w stanie ich wszystkich wyłapać. Jak to się dzieję, ze te wszystkie kołtuny myśli nie poplątały się jeszcze z tym sznurkiem trzymającym mi uszy od środka, nie wyszły nimi na zewnątrz i mnie nie udusiły, a duszą mnie od środka? Martwi mnie to, ze czasem tak bardzo wiele chciałabym powiedzieć, a tak bardzo niewiele i to w sposób pozbawiony jakiegokolwiek ładu i składu udaje mi się z siebie wypaplać. Czy rzeczywiście, pragnienie bycia postrzeganą za osobę elokwentną i inteligentną mogło mnie zaćmić tak bardzo, że nie chcę dopuścić do siebie myśli, że najzwyczajniej taka nie jestem?


Pewnie dobrze byłoby usłyszeć komentarz dobrego człowieka. Większość człowieków, jest dobra, w końcu zależy im  na własnym szczęściu, niektóre z nich po prostu gubią swoją drogę do szczęścia i próbują się w niekonwencjonalny sposób na tej drodze znowu znaleźć.

Pewnie fajnie byłoby, gdyby ktoś powiedział, że nie ma się o co martwić, że wcale nie powinnam rozpatrywać tego, czy mogliby uznać mnie za niepoczytalną, bo to nic złego, ze człowiek za dużo myśli.

Pewnie miło byłoby, gdyby ktoś zechciał wysłuchać, spróbować zrozumieć?




Nie moja droga,


tak długo, jak nie wleziesz z buciorami na ich własną drogę do szczęścia, nie licz na zainteresowanie, żyjemy w ciężkich czasach.


Nic nie dzieje się bez powodu i nie ma nic za darmo.





____
może następnym razem o tym, o czym miało być tym razem,
a może następnego razu nie będzie?
who will fix me now?



ahoj.

K.

niedziela, 15 czerwca 2014

let's do this one more time

życie moje sen wariata, nie rozumiem tego świata
Z drugiej strony, czy warto jest zaprzątać sobie głowę próbowaniem zrozumienia go? Nie wydaje mi się. Każdy z nas (a jest nas już, z tego co podają mądre źródła, ponad 7,2 miliarda) widzi ten świat inaczej; jak powiada znana i uwielbiana w gimbazjalnym środowisku 3oda Kru "wszystko ma dwie strony: złą i dobrą" (przypuszczam, że nie oni pierwsi doszli do tego genialnego wniosku, ale oddajmy im wdzięczność i szacunek należny artystom). Po co zatem martwić się tym, że nie rozumiemy wielu rzeczy? W niczym nam to nie pomoże, a jedynie będziemy popadać w coraz to głębsze psychozy, tudzież depresje,  a po co to komu?

Podobno niedziela to dobry dzień, pytanie tylko: dobry na co? na pójście do kościoła, zjedzenie lepszego obiadu, dłuższe spanie, czy naukę? Ja postanowiłam postawić na to, że niedziela będzie dobrym dniem na to, aby zacząć coś nowego. Nowe, jak nowe, nie ja pierwsza zakładam bloga (z resztą nie pierwszego w swojej karierze), przypuszczam także, że nie będzie też on pierwszym, który zakończy się fiaskiem, ale jak to mówią nadzieja matką głupich, a że do wybitnie inteligentnych bym się  nie zaliczyła, to i w tym przypadku na nią postawię. 
Chciałabym umieć lepiej ubierać w słowa myśli, które kotłują się w tej mojej przerośniętej od wodogłowia czaszce (o tym może innym razem), ale muszę się uderzyć w pierś i przyznać, że mam z tym problem. Jednakże nie poddam się i jak Simba o Lwią Skałę, tak ja będę walczyć o to, aby moje słowa brzmiały, jak najmniej idiotycznie (nie mam zielonego pojęcia dlaczego porównałam się do Simby).

Nie jestem w stanie sprecyzować i powiedzieć, o czym będę pisać, bo pisać będę o wszystkim. O muzyce, książkach, portalach społecznościowych, gotowaniu, polityce, a może o moich osobistych i wewnętrznych frustracjach- wszystko wyjdzie z czasem. Mam nadzieję, że ktoś okaże odrobinę życzliwości i zainteresowania, by zwrócić na to miejsce uwagę. Postaram się jakoś Cię zainteresować, choć nie gwarantuję, że to co mój mózg bierze za ciekawe i atrakcyjne, będzie takie również dla Ciebie.

Jestem Karolina, mam 21 lat i w najbliższym czasie moje życie wywróci się o 180 stopni.




Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej.


ahoj


K.